Zaczęło się od kupna domu z ogrodem, a raczej dzikim chwastowiskiem. Dom idzie swoją koleją losu, a z ogrodem trzeba było coś zrobić. Wersja wielkiego trawnika do mnie nie przemawiała i tak zaczęła się moja przygoda z ogrodowymi roślinami. Naoglądawszy się do syta zdjęć i roślin i ogrodów zaczęłam tworzyć coś własnego. I nieodzowne oczywiście okazały się róże Nie ma prawdziwego ogrodu bez róż - przynajmniej jednego krzaczka.
Oto moje:
Cała kępa zabezpieczona częściowo przed psem. Niestety trochę za późno dla róży Kronenburg. Psie siuśki (przepraszam za wyrażenie) nie służą różom, a ten mój ancymonek akurat uparł się na tę jedną. Przesadziłam ją w inne miejsce i tam dał jej spokój. Przeprowadzka w lecie niespecjalnie się bidulce przysłużyła i doczekałam się tylko jednego kwiatka. Niestety nie mam zdjęć, bo akurat wtedy mój Maluszek zaczął pchać się na świat. Dla mnie Kronenburg okazała się pechowa. Zobaczymy jak będzie sobie radzić w tym sezonie.
A to pozostałe:
Troika
Chopin
Miała być Peace, ale nie wygląda. Prędzej Casanova jak twierdzi moja forumowa koleżanka